![]() |
Niedługo po objęciu funkcji I sekretarza KC PZPR, na krótki wypoczynek do ośrodka w Arłamowie przyjechał Edward Gierek. |
Z lotniska w Jasionce udał się samochodem w dalszą podróż. Towarzyszyła mu zaledwie paroosobowa obstawa, ale w tamtych czasach naród kochał przywódcę, nie było jeszcze islamskich terrorystów, milicja wykazywała się dużą sprawnością, więc nadzwyczajnych środków bezpieczeństwa nie stosowano
Tu gościł Edward Gierek (fot. Archiwum)
Sekretarz wykorzystał okazję, postanowił połączyć przyjemne z pożytecznym i rzucić okiem na podległe mu „włości”. Zatrzymał się w Sanoku i przez nikogo nie witany, a nawet oczekiwany, wstąpił w progi komitetu miejskiego partii. Miał nadzieję usłyszeć od towarzyszy, jak sobie radzą z budową „drugiej Polski”. Trochę się rozczarował. Był piękny, słoneczny, letni dzień, „funkcyjni” gdzieś się rozleźli, a szeregowi pracownicy nie poznali „szefa”. Cóż, inaczej wygląda facet w telewizji czy na okładce gazety, a zupełnie inaczej, kiedy idzie ulicą.
Zdegustowany przywódca ruszył dalej, przejechał przez sfatygowany, drewniany most na Sanie, czekający od wielu lat na rozbiórkę i godziwego następcę. Zwrócił uwagę na nowe, ustawione w ordynku zabudowania gospodarcze PGR i poczuł przemożną chęć zajrzenia do środka. Widząc obory, spodziewał się zapewne stada tłustych krów, a może byków, ale srodze się zawiódł. W oborach nie było bydła, byli natomiast turyści, jako że w pustych obiektach zorganizowano coś w rodzaju schroniska. Gierek bardzo się zdenerwował, polecił wyciągnąć w stosunku do dyrektora surowe konsekwencje. Wieść o tym, niesłychanym wydarzeniu szybko rozeszła się po okolicy, mocno zresztą ubarwiona.
Później już do takich nieprzyjemnych sytuacji nie dochodziło, a „niezapowiadane” wizyty, wcześniej, przezornie uzgadniano. Był zatem czas, żeby się przygotować i w razie czego „wypożyczyć” na dzień inspekcji krowy czy świnie w innym gospodarstwie i prezentować je jako własne. O kolejnych eskapadach Gierka do Arłamowa uprzedzano lokalne władze, te zaś porządkowały trasę i likwidowały niemiłe dla oka przywódcy obiekty. Położenie Sanoka na ”szlaku arłamowskim” zaowocowało m.in. budową nowego mostu na Sanie.
U schyłku panowania Edwarda Gierka, latem 1979 roku, sekretarz przybył z „gospodarską wizytą” na Podkarpacie. Najpierw odwiedził taplających się w bieszczadzkim błocie harcerzy. Jakiś, bardzo przejęty druh obdarował go harcerską chustą, a przywódca zajrzał osobiście do namiotu. Następnie kolumna samochodów pomknęła do Lisznej koło Sanoka, gdzie sekretarz miał się spotkać z leśnikami, drwalami, pilarzami. Na tę okoliczność ścięto kilkanaście drzew, choć w owym czasie pozysku drewna nie prowadzono. Na miejsce dostarczono też ciągniki do zrywki i samochody do transportu surowca. Wszędzie zresztą pełno było specjalistycznego sprzętu, co miało dowodzić, że praca w lesie, dzięki dalekowzrocznej polityce partii, została w pełni zmechanizowana.
Z Lisznej kawalkada aut przejechała do Pakoszówki. Tu, na polach Państwowego Ośrodka Hodowli Zarodowej w Brzozowie, pracowały kombajny – nowiutkie, lśniące „Bizony”. To „czysty przypadek”, że znalazły się w tym miejscu tego właśnie dnia i o tej porze. Samochody zatrzymały się, Gierek wysiadł, zgrabnie przeskoczył rów, przeszedł kawałek świeżym ścierniskiem i odbył krótką rozmowę z kombajnistami. O czym sobie gawędzili, nie wiem, bo „goryle” nie pozwolili dziennikarzom pójść za sekretarzem. Żona przywódcy, pani Stanisława, także wysiadła z samochodu, ale nie podążyła za mężem. Była ubrana w ciemną, mało przewiewną garsonkę i upał bardzo jej dokuczał. Zgrzana, zmęczona, z trudem trzymała się na nogach i usiłowała bohatersko przywołać na twarz uśmiech. Zwykła, prosta kobieta w roli żony wielkiego polityka, która to rola wyraźnie jej ciążyła.
Potem był jeszcze krótki pobyt w obejściu POHZ, zwiedzanie obór, oglądanie simentalskich krów i oficjalna część wizyty dobiegła końca. Część „rozrywkową” zorganizowano w sanockim skansenie. Dostojny gość wraz z małżonką i panienkami w strojach ludowych, przejechał bryczką między zabytkowymi chatami, następnie został ugoszczony w karczmie. Szara brać dziennikarska piła w tym czasie wódkę w jednej z kurnych chałup. Cóż, właściwi ludzie na właściwym miejscu.
Długo pamiętał Sanok tamtą wizytę i nigdy już do podobnej nie doszło Obecne przyjazdy znanych osobistości nie mają takiej oprawy i nie budzą większego zainteresowania. Teraz minister, a nawet premier nie jest w stanie „załatwić” małej cząstki tego, co mógł sekretarz. Niekoniecznie pierwszy. W demokracji jest może bardziej sprawiedliwie, ale o wiele smutniej.
Warto jeszcze dodać, że bardzo dobrze prosperujący POHZ w Brzozowie, po przemianach ustrojowych został zlikwidowany, ponieważ nie pasował do realiów „wolnego rynku”. Nie wiem, kto na tej likwidacji zarobił, w każdym razie nie polskie państwo.
Artur Bata
Więcej w nr 37, Nowe Podkarpacie z 16 września 2015 r.
Ponadto w aktualnym wydaniu znajdziesz przegląd wydarzeń z regionu,
informacje sportowe, program TV.
Zapraszamy!
Znasz ciekawe miejsca w regionie lub historie z nimi związane? Być może znasz ciekawych ludzi, których historie warto opowiedzieć?
czekamy na informacje Adres poczty elektronicznej jest chroniony przed robotami spamującymi. W przeglądarce musi być włączona obsługa JavaScript, żeby go zobaczyć.
« poprzednia | następna » |
---|